Facebook Instagram Email

POLA STONE

  • Kategorie
    • Moda
    • Uroda
    • Lifestyle
    • Home & Design
    • Insulinooporność
Był już wpis o tym, że odliczam do odbioru wyczekanego domu. Jak to w życiu bywa, planowana data odbioru z 30 czerwca uległa zmianie na 30 sierpnia i to dzisiaj dopiero odliczamy ostatnie dni, kiedy w nasze ręce trafią klucze do domu. Kontaktowałam się jeszcze dla pewności, czy tym razem nie ma opóźnień i zostało to potwierdzone, że można się już umawiać 😀 Byliśmy obejrzeć jeszcze jak idą prace wykończeniowe na zewnątrz, zostało jeszcze kilka rzeczy jak kostka na drogach (podjazdy są już wykostkowane), wykończenie rynien i różne takie szczegóły. Na początku najwięcej pracy czeka nas z usuwaniem zielska, bo ogródek tak zarósł chwastami, że nic tam nie widać 😜

Jeżeli chodzi o wykończenie, to sukcesem jest to, ze udało nam się w końcu wybrać panele haha! Z tym był największy problem, bo większość nam nie pasowała — to za duże fugi, to sęki zbyt widoczne, za szare, za ciemne i tak dalej. I w końcu są! Są takie, które spodobały się nam bez żadnego zastanowienia. Przy okazji zamówiliśmy także progi i wybraliśmy drzwi, ale jeszcze ich nie zamówiliśmy, bo musimy najpierw mieć położone podłogi, żeby dokładnie wymierzyć wejścia, kuchnia tak samo, więc będą nas gonić terminy, bo chcemy mieć wszystko gotowe na Wigilię. Logistyka jest tutaj więc bardzo wskazana 😉 Rozplanowanie wszystkiego tak, żeby nic nie kolidowało ze sobą.

Zdjęcia dla porównania jak wyglądała budowa w zeszłym miesiącu a jak kilka dni temu.





Jak widzicie są już wykostkowane podjazdy, miejsce na śmietniki, są też położone studzienki kanalizacyjne i pewnie lada chwila będą ulice wykładać kostką. Już nie mogę się doczekać 💗

A tak wygląda wejście



Już wyobrażam sobie te święta... Pamiętam rodzinne święta, które spędzaliśmy u babci. Zawsze nas było spore grono przy stole, wspólne rozmowy, spędzony czas. I zostało mi w głowie, takie święta chcę co roku spędzać z rodziną. We własnym domu ugościć moich bliskich. Dlatego tak bardzo mi zależy, żeby już w tym roku wszystko się udało 😊 Trzymajcie kciuki, żeby urządzanie szło sprawnie, a ja już odliczam dni do odbioru z niecierpliwością!




Share
Tweet
Pin
Share
9 komentarze




Insulinooporność. Ta nazwa gdzieś kiedyś obijała mi się o uszy. Pomyślałam wtedy, że nieciekawie jest mieć tę przypadłość, jak już coś o tym poczytałam, to tylko ludzie pisali o samych problemach, same smutne rzeczy. Nigdy jednak nie wczytywałam się, na czym to polega i jak się objawia. Do listopada 2017. Leżałam wtedy na badaniach w szpitalu, ponieważ zrezygnowałam z antykoncepcji, a miesiączka znowu wróciła do stanu sprzed antykoncepcji, czyli przerwy po 50-60 dni. Myślałam nawet, że jestem w ciąży, bo byłam wtedy świeżo po ślubie i powrocie z podróży poślubnej. Badanie ginekologiczne zaprzeczyło temu. Moja lekarka wysłała mnie na badania do szpitala, ponieważ już kilka lat wcześniej wyszło mi PCO (nie mylić z PCOS).





Więc leżałam w szpitalu na badaniach, było całkiem znośnie, miałam salę tylko dla siebie. Ostatnim razem leżałam na sali z kobietami, które latami starały się zajść w ciążę i płakały nocami po kolejnych badaniach czy nieudanych inseminacjach. Depresja od samego słuchania, a co dopiero one.





Kiedy przebywałam na oddziale, pisałam ze znajomą, która też miała problemy hormonalne, napomknęła mi o IO, więc zaczęłam czytać o tym. Czytałam pół nocy i tylko w duchu powtarzałam sobie, żeby to tylko nie było to. Dzień wyjścia. Czekam na wyniki, spakowana i gotowa wtranżolić upragnionego steka (uwielbiam steki). Przychodzi pani, podaje mi wyniki i mówi "No, wyszła nam insulinooporność". BUM. Wystraszyłam się. Właściwie miałam taki natłok uczuć w tym momencie, że sama nie wiem, o czym wtedy myślałam, ale myślałam nad tym kilkanaście minut, zanim w końcu postanowiłam się ruszyć z krzesła. Potem pomyślałam "OK, to zjem tego steka, na pożegnanie z frywolnym jedzeniem i zacznie się dieta". Nigdy aż tak nie napawałam się stekiem, jak wtedy :P





Zaczęłam dietę. Zaczęłam sama piec chleb, zrezygnowałam ze wszystkiego, co było niedozwolone praktycznie od razu. Zero cukru, jedzenie przetworzone ograniczyłam do totalnego minimum, kupiłam książki z przepisami dla IO i... zaczęły się schody. Wystarczy, że pojechaliśmy na zakupy, które zamiast trwać z 20 minut trwały dwa razy tyle. Dlaczego? Czytałam każdą etykietę, szukałam zamienników, wszystko właściwie na własną rękę. Nie byłam wtedy w grupie dla IO na Facebooku, gdzie wsparcie, rady i przepisy łatwiej jest znaleźć wraz z opinią o danym produkcie. Mąż się wściekał, że te zakupy tak, a nie inaczej wyglądały. Ciężko mi było z obiadami, bo ja chciałam jak najzdrowiej, ciężko szybsze w robieniu a na dwa obiady często nie było czasu. Połowy produktów do tych potraw z książki nie umiałam znaleźć lub nie było ich po prostu w osiedlowych sklepikach, trzeba było specjalnie jechać do większego marketu. Do tego zbliżały się święta, chciałam nauczyć się na przykład piernika z czerwonej fasoli, a że nie chciałam używać gotowych przypraw do piernika, bo uczepiłam się tego, że ma cukier, zmieliłam sama goździki, gałkę muszkatołową i cynamon. W rezultacie piernik wyszedł... OSTRY. Od nadmiaru przypraw. Zjadłam go sama, bo w domu nie chcieli tego jeść. Młynek do dzisiaj pachnie przyprawami!





Zakupy w galerii to był dramat, bo pachniało mi pysznie, a ja nie chciałam tknąć nic, bo przetworzone, bo fast food itp. Któregoś razu będąc w galerii... popłakałam się. Ta frustracja, odstawienie dotychczasowego jedzeni od razu sprawiło, że nie poradziłam sobie i się troszkę załamałam. Wtedy mąż chwycił mnie za rękę, posadził przy stoliku i kupił fast fooda. Dotarło do mnie, że rzuciłam się od razu na głęboką wodę, zamiast stopniowo przechodzić sobie na zdrowszą dietę i zapoznać się dobrze ze wszystkimi produktami dozwolonymi, to ja zafundowałam sobie szok. Zrezygnowałam wtedy z diety. I wiecie co? Od tamtego czasu mam regularne miesiączki. Nie zrozumcie mnie źle, że jak się nie stosowałam diety to dobrze, po prostu organizm zaczął reagować już na dietę. Teraz oczywiście stosuję trochę zdrowsze rzeczy, chociażby cukier do herbaty czy kawy zamieniłam na erytrytol, który ma indeks glikemiczny 0. Czasem upiekę chleb, oczywiście z odpowiedniej dla IO mąki. Nadal pracuję nad tym, by ta dieta była zdrowa, ale nie oszukujmy się, nie świecę przykładem i raz na jakiś czas sięgam po burgera czy coś słodkiego.







Drugą sprawą jest moja aktywność fizyczna, a raczej jej brak. Chodziłam przez pewien czas na siłownię ze znajomą, ale bywało tak, że coś nam nie pasowało, albo ja po pracy nie miałam ochoty już na nic i nie szłam. Zaczęłam ćwiczyć w domu, bo tak mi było wygodniej, ściągnęłam aplikację do ćwiczeń, wybrałam konkretne partie ciała no i super. Niestety to za mało przy mojej figurze gruszki, większość odkłada się w udach, biodrach i pupie i nie tak łatwo jest domowymi ćwiczonkami pozbyć się centymetrów.





Od jakiegoś już czasu modne wręcz stało się liczenie kroków. Ułatwiają nam to smartwatche, fit opaski, aplikacje w telefonie. Przyjęto, że dziennie wykonane 8-10 tysięcy kroków poprawi naszą kondycję, bo czasy mamy takie, że wszędzie nam spieszno więc ratujemy się autami, tramwajami czy autobusami. Po pracy najczęściej mamy ochotę odpocząć w domowym zaciszu. I ja tak mam, najchętniej to bym z domu nie wychodziła :P Ale chcę to zmienić, ponieważ przy IO ruch jest wskazany, aktywność fizyczna, jednak nie za bardzo obciążająca nasz organizm, bo to też niedobrze.



Wracając do tematu figury, jak już napisałam, ciężko jest mi ruszyć z nadmiarem centymetrów. Dlatego troszkę pomogę sobie z pozbyciem się ich. Postanowiłam poddać się zabiegowi lipolizy iniekcyjnej. Jakie efekty to da? Czy zadziała? Dowiem się już niebawem :) Bardzo jestem tego ciekawa, dlatego na pewno napiszę o tym w osobnym wpisie. Zaczynam z obwodem w udzie 58 cm!








Może któraś z was skorzystała z zabiegu lipolizy? Możecie podzielić się doświadczeniem?











Źródła obrazów: katarzyna-wawrzyniak.fitness.wp.pl, ceneo.pl
Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze



Długo się zastanawiałam, kiedy będzie odpowiedni moment na taki wpis. Nie chciałam za wcześnie, ale zbyt późno też nie. Miało być 200 dni, ale przypadało to w starym roku, a chciałam w nowym, więc sami widzicie ile kombinowania ;) Jednak koniec końców postanowiłam, że to będzie 150 dni. Nie mniej, nie więcej. 150 dni. Brzmi jak wieczność, ale wiem, że czas zleci jak szalony. 150 dni. Przecież to DOPIERO i JUŻ za 5 miesięcy, tak bardzo się nie mogę doczekać! Taki rozdział w życiu, jeden z tych, co zmieniają wiele. A ile przy tym nerwów, czy wszystko będzie dobrze? Czy termin się nie przesunie? Tak naprawdę do samego końca zawsze będzie obawa o cokolwiek.

↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


↡


150 dni do planowanego odbioru kluczy do naszego nowego domu! 😉

To będzie pracowity rok, tyle zadań nas czeka, tyle planowania. Najbardziej to się nie mogę doczekać efektu. W głowie mam tyle pomysłów, że już sama nie wiem co i jak chcę urządzić, a tu już nadchodzi czas, chociażby na projektowanie kuchni i mebli, które będą robione na wymiar. Zacznie się chodzenie po sklepach z AGD, wybór podłóg, farb, potem dodatków, trzeba będzie trawę w ogródku zasiać. Byle by się do świąt wyrobić.


Uciekam z miasta. Uciekam od sąsiadów, którzy w większości mają gdzieś wspólnie użytkowaną przestrzeń. Mieszkam w bloku z wielkiej płyty, gdzie 30 lat temu ludzie dostawali te mieszkania z przydziału. "Wolnoć Tomku w swoim domku", ale tu się niesie rurami, a i przez mury też hałasy dobiegają. I co z tego? Cisza nocna? Haha...


Lubię moje miasto, ale jest przereklamowane. Przepełnione blokami mieszkalnymi, wśród których znajdują się inne, nowe bloki ładowane na siłę między trzydziestoletnie już budynki, a sąsiedzi mogą sobie rękę podać przez okno.


Na pewno będę się dzieliła z wami postępami z placu budowy, jak i z urządzania domu, a teraz wstawię zdjęcia robione wcześniej. Powstał też nowy dział na blogu "Home & Design" gdzie będę wstawiała nie tylko zdjęcia i nowości związane z budową, ale także proces urządzania i inspiracje wnętrzarskie.

Jak idzie budowa? Jak na razie prace idą zgodnie z planem, kolejne etapy budowy są na czas. Po każdej kolejnej transzy, jaką płacimy deweloperowi, jedziemy zobaczyć jak postępują prace. W październiku byliśmy nawet w środku naszego domu. To było tak dziwne uczucie, mimo iż mury były gołe i wszystko takie rozgrzebane, to oczami wyobraźni widziałam nas siedzących na kanapie, oglądających film, dookoła półmrok, światełka, kominek. Niesamowicie 😊


Wrzucam tutaj zdjęcia z początków budowy do stanu na październik 2018. Obecnie jesteśmy przed kolejnymi oględzinami budowy, ale jest zima, mróz i śnieg łapią co kilka dni, więc pewnie prace zwolniły.

Tak zmieniał się plac budowy:
























A teraz trochę zdjęć ze środka




Szef kuchni w swoim przyszłym, małym królestwie 😋





Nie wiem co tutaj mówiłam, pewnie coś planowałam i pokazywałam, ale poza dziwna...


Przyszły ogródek. Już czuję smak grillowanego kurczaczka 😉









Do wpisu użyto zdjęcia ze strony Złote Plakaty , z której planuję kupić plakaty do dekoracji wnętrza. 💖

Zdjęcia budowy z zewnątrz zostały zrobione przez nas jak i przez dewelopera, który umieścił je na swojej stronie.

Zdjęcia wnętrza zostały zrobione przez nas.





Share
Tweet
Pin
Share
11 komentarze


Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, jak bardzo jestem sobą zawiedziona, że tyle czasu zmarnowałam na nic. Miało być lepiej, miało się rozwijać, ale ja utknęłam, stoję w miejscu i potrafię sobie tylko robić wyrzuty, zamiast wziąć się do pracy. Siedzę, przeglądam blogi i Instragram innych i mówię sobie "też bym tak chciała, ale dlaczego akurat mi by się miało udać?". Nie umiem sobie ostatnio powiedzieć "też bym tak chciała, bo dlaczego ma mi się nie udać?". Moja motywacja i samoocena spadły do totalnego minimum, chcę coś zrobić, ale zaraz przestaję nawet o tym myśleć, bo uważam, że ja po prostu nie potrafię czegoś zrobić tak dobrze, jak inni, przecież i tak się to nie uda. Powinno być inaczej, powinnam widzieć te cudowne plusy dookoła, mimo istniejących minusów, powinnam uwierzyć w siebie, jestem silna... i tak dalej. Co w momencie, kiedy po prostu nie czuje się silna, kiedy wiara w siebie ogranicza się do wiary w to, że przetrwam te 8 godzin w pracy i będę mogła znowu zaszyć się w domu?

Nikt za mnie nie zrobi tego, co bym chciała i ja to doskonale wiem. Sama nic nie robię, aby osiągnąć cele a czas mi po prostu przelatuje między palcami co sprawia, że się tym stresuję, stres mnie de motywuje i nic nie robię, bo nie wierzę w siebie. I tak koło się zamyka.

Jakiś czas temu pisałam na moim Instagramie motywujące posty, w których umieszczałam teksty o tym, aby się nie poddawać. To było parę miesięcy temu. Dzisiaj nie poznaje już tamtej siebie. Wtedy też spotkałam osoby, które dały mi małego kopa na start. Ja jednak za dużo wzięłam sobie do serca innych rzeczy, które mnie sprowadziły nie na ziemię, ale wręcz pod ziemię. Niektóre rzeczy, które się zmieniły, tez sprawiły, że jestem zmęczona, ale nie fizycznie. Najchętniej to bym siedziała w domu i zajmowała moje myśli gierkami na telefonie, nie musiała myśleć o tym, co będzie jutro. W głębi gdzieś chcę to zmienić i wiecie jak to sobie wyobrażam? Siebie, w postaci takiej grubej skorupy, a w środku gdzieś to ziarenko, które próbuje się rozwinąć i wybić na powierzchnię.

Ostatnie wydarzenia ani trochę nie ułatwiły temu ziarenku się przebić. Mam też wrażenie, że straciłam osobę, którą zawsze chciałam naśladować, mimo że nie zawsze było między nami dobrze. Może to przez to, że nie mam jej blisko siebie? Internet niby powinien ułatwiać taki kontakt, ale to nie jest prawda. Ludzie dawniej nie mieli takich możliwości jak dzisiaj - wideo rozmowy, wiadomości on-line, maile czy nawet sms-y. A i telefonów nie było w domach, kiedyś to można było nazwać luksusem.

Jakiś czas temu dowiedziałam się, że ten mój brak sił, senność, mgła umysłowa, problemy z pamięcią i koncentracją, bóle głowy, a nawet bóle stawów to objawy insulinooporności. Wiem też, że to moje psychiczne zmęczenie nie tylko tym jest spowodowane, ale na pewno je potęguje. IO została wykryta u mnie pod koniec 2017 roku po badaniach w szpitalu. Badania miałam robione w połowie listopada, jak tylko wyszłam ze szpitala to wzięłam się za dietę. Niestety zbyt drastycznie podeszłam do całego tematu i po około miesiącu zrezygnowałam z diety i tak do dzisiaj do niej nie wróciłam. Mam jednak plan "nowy rok nowa ja" który, mam nadzieję, się uda, a jednym z celów jest walka z IO, aby nie doprowadzić do cukrzycy typu 2. To nie będzie ani trochę łatwe na początku, zwłaszcza gotowanie potraw, dlatego, że wiele produktów do dań z książki z przepisami nie jest dostępna w osiedlowych sklepikach, a i kupując chociażby jogurt, trzeba patrzeć na jego skład. Będę musiała nauczyć się wielu rzeczy. Chleb umiem już dobry upiec, tym mogę się pochwalić ;)





Wierzę w to, że kiedy uda mi się doprowadzić swój organizm do normy to wiele się zmieni.






Share
Tweet
Pin
Share
9 komentarze
Newer Posts
Older Posts

Social Media

  • Facebook
  • Instagram

O mnie

60361539-10155975275371556-4028159860238450688-n

Paulina, lat 28. Nie umiem w bloga, ale go piszę.

Lubię długie kąpiele, dobrze zjeść i śpiewać.

Tu jest całkiem prawdziwie. Żyję życiem, nie Instagramem.

Instagram

Facebook

Pola Stone

Archiwum

  • ►  2020 (1)
    • maja (1)
  • ▼  2019 (4)
    • sierpnia (1)
    • maja (1)
    • stycznia (2)
  • ►  2018 (9)
    • września (1)
    • czerwca (1)
    • maja (1)
    • kwietnia (2)
    • marca (2)
    • lutego (2)
  • ►  2017 (2)
    • sierpnia (1)
    • lipca (1)
  • ►  2016 (6)
    • grudnia (3)
    • listopada (2)
    • października (1)

Created with by ThemeXpose