Ja, Insulinka.

by - maja 20, 2019





Insulinooporność. Ta nazwa gdzieś kiedyś obijała mi się o uszy. Pomyślałam wtedy, że nieciekawie jest mieć tę przypadłość, jak już coś o tym poczytałam, to tylko ludzie pisali o samych problemach, same smutne rzeczy. Nigdy jednak nie wczytywałam się, na czym to polega i jak się objawia. Do listopada 2017. Leżałam wtedy na badaniach w szpitalu, ponieważ zrezygnowałam z antykoncepcji, a miesiączka znowu wróciła do stanu sprzed antykoncepcji, czyli przerwy po 50-60 dni. Myślałam nawet, że jestem w ciąży, bo byłam wtedy świeżo po ślubie i powrocie z podróży poślubnej. Badanie ginekologiczne zaprzeczyło temu. Moja lekarka wysłała mnie na badania do szpitala, ponieważ już kilka lat wcześniej wyszło mi PCO (nie mylić z PCOS).





Więc leżałam w szpitalu na badaniach, było całkiem znośnie, miałam salę tylko dla siebie. Ostatnim razem leżałam na sali z kobietami, które latami starały się zajść w ciążę i płakały nocami po kolejnych badaniach czy nieudanych inseminacjach. Depresja od samego słuchania, a co dopiero one.





Kiedy przebywałam na oddziale, pisałam ze znajomą, która też miała problemy hormonalne, napomknęła mi o IO, więc zaczęłam czytać o tym. Czytałam pół nocy i tylko w duchu powtarzałam sobie, żeby to tylko nie było to. Dzień wyjścia. Czekam na wyniki, spakowana i gotowa wtranżolić upragnionego steka (uwielbiam steki). Przychodzi pani, podaje mi wyniki i mówi "No, wyszła nam insulinooporność". BUM. Wystraszyłam się. Właściwie miałam taki natłok uczuć w tym momencie, że sama nie wiem, o czym wtedy myślałam, ale myślałam nad tym kilkanaście minut, zanim w końcu postanowiłam się ruszyć z krzesła. Potem pomyślałam "OK, to zjem tego steka, na pożegnanie z frywolnym jedzeniem i zacznie się dieta". Nigdy aż tak nie napawałam się stekiem, jak wtedy :P





Zaczęłam dietę. Zaczęłam sama piec chleb, zrezygnowałam ze wszystkiego, co było niedozwolone praktycznie od razu. Zero cukru, jedzenie przetworzone ograniczyłam do totalnego minimum, kupiłam książki z przepisami dla IO i... zaczęły się schody. Wystarczy, że pojechaliśmy na zakupy, które zamiast trwać z 20 minut trwały dwa razy tyle. Dlaczego? Czytałam każdą etykietę, szukałam zamienników, wszystko właściwie na własną rękę. Nie byłam wtedy w grupie dla IO na Facebooku, gdzie wsparcie, rady i przepisy łatwiej jest znaleźć wraz z opinią o danym produkcie. Mąż się wściekał, że te zakupy tak, a nie inaczej wyglądały. Ciężko mi było z obiadami, bo ja chciałam jak najzdrowiej, ciężko szybsze w robieniu a na dwa obiady często nie było czasu. Połowy produktów do tych potraw z książki nie umiałam znaleźć lub nie było ich po prostu w osiedlowych sklepikach, trzeba było specjalnie jechać do większego marketu. Do tego zbliżały się święta, chciałam nauczyć się na przykład piernika z czerwonej fasoli, a że nie chciałam używać gotowych przypraw do piernika, bo uczepiłam się tego, że ma cukier, zmieliłam sama goździki, gałkę muszkatołową i cynamon. W rezultacie piernik wyszedł... OSTRY. Od nadmiaru przypraw. Zjadłam go sama, bo w domu nie chcieli tego jeść. Młynek do dzisiaj pachnie przyprawami!





Zakupy w galerii to był dramat, bo pachniało mi pysznie, a ja nie chciałam tknąć nic, bo przetworzone, bo fast food itp. Któregoś razu będąc w galerii... popłakałam się. Ta frustracja, odstawienie dotychczasowego jedzeni od razu sprawiło, że nie poradziłam sobie i się troszkę załamałam. Wtedy mąż chwycił mnie za rękę, posadził przy stoliku i kupił fast fooda. Dotarło do mnie, że rzuciłam się od razu na głęboką wodę, zamiast stopniowo przechodzić sobie na zdrowszą dietę i zapoznać się dobrze ze wszystkimi produktami dozwolonymi, to ja zafundowałam sobie szok. Zrezygnowałam wtedy z diety. I wiecie co? Od tamtego czasu mam regularne miesiączki. Nie zrozumcie mnie źle, że jak się nie stosowałam diety to dobrze, po prostu organizm zaczął reagować już na dietę. Teraz oczywiście stosuję trochę zdrowsze rzeczy, chociażby cukier do herbaty czy kawy zamieniłam na erytrytol, który ma indeks glikemiczny 0. Czasem upiekę chleb, oczywiście z odpowiedniej dla IO mąki. Nadal pracuję nad tym, by ta dieta była zdrowa, ale nie oszukujmy się, nie świecę przykładem i raz na jakiś czas sięgam po burgera czy coś słodkiego.







Drugą sprawą jest moja aktywność fizyczna, a raczej jej brak. Chodziłam przez pewien czas na siłownię ze znajomą, ale bywało tak, że coś nam nie pasowało, albo ja po pracy nie miałam ochoty już na nic i nie szłam. Zaczęłam ćwiczyć w domu, bo tak mi było wygodniej, ściągnęłam aplikację do ćwiczeń, wybrałam konkretne partie ciała no i super. Niestety to za mało przy mojej figurze gruszki, większość odkłada się w udach, biodrach i pupie i nie tak łatwo jest domowymi ćwiczonkami pozbyć się centymetrów.





Od jakiegoś już czasu modne wręcz stało się liczenie kroków. Ułatwiają nam to smartwatche, fit opaski, aplikacje w telefonie. Przyjęto, że dziennie wykonane 8-10 tysięcy kroków poprawi naszą kondycję, bo czasy mamy takie, że wszędzie nam spieszno więc ratujemy się autami, tramwajami czy autobusami. Po pracy najczęściej mamy ochotę odpocząć w domowym zaciszu. I ja tak mam, najchętniej to bym z domu nie wychodziła :P Ale chcę to zmienić, ponieważ przy IO ruch jest wskazany, aktywność fizyczna, jednak nie za bardzo obciążająca nasz organizm, bo to też niedobrze.



Wracając do tematu figury, jak już napisałam, ciężko jest mi ruszyć z nadmiarem centymetrów. Dlatego troszkę pomogę sobie z pozbyciem się ich. Postanowiłam poddać się zabiegowi lipolizy iniekcyjnej. Jakie efekty to da? Czy zadziała? Dowiem się już niebawem :) Bardzo jestem tego ciekawa, dlatego na pewno napiszę o tym w osobnym wpisie. Zaczynam z obwodem w udzie 58 cm!








Może któraś z was skorzystała z zabiegu lipolizy? Możecie podzielić się doświadczeniem?











Źródła obrazów: katarzyna-wawrzyniak.fitness.wp.pl, ceneo.pl

You May Also Like

1 komentarze

  1. Very beautiful photo, I like it
    https://luxhairshop.blogspot.com/
    Love your blog, thank you for sharing.
    (づ ̄3 ̄)づ╭❤~

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za aktywność na blogu!

Umieszczając komentarz wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są między innymi wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics.

Blog nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies.